Barwne morze zasadzek, pełne zadr,
kolców, gotowych do obrony przed
ludzkimi dłońmi, jak rój os syczących.
Czyjeś ręce rozrzuciły skały - groźne
szczyty potrafiły kurczyć się, wydłużać
niczym myśli - zależnie od nastroju.
Tęsknota za górami rodziła olbrzymy
mchem porosłe, czasem błyskające
bielą kości zaginionych turystów
wspinaczy lub srebrzystą miką.
W dole porosty na kamieniach opadały
w głębię, w mrok cienia, z którego szeleścił
wodospad z białego żwiru. zastygły na niby
spływał w jezioro kwiatów, kończąc w wodnym oku.
Widzę łąkę - karłowate wrzosy jak jesienne
życie, dziewięćsiły w rozetach silne, pierzaste.
Na wzgórzach kosodrzewina w tarasach - zielone
wyspy na łachach piachu, skąpane w słońcu, nad
nimi irysy patrzą w niebo.
Skąd tu ławka, deski osmolone
ogniem - kto drzewo na śmierć skazał.
Kapią żywiczne zakupione w markecie
- dlaczego?
Dodane przez stanley
dnia 03.10.2015 13:14 ˇ
9 Komentarzy ·
769 Czytań ·
|