zawsze kiedy mnie życie uraczy swą strawą
posiłkiem lub przekąską w słonecznej altanie
rozsiadam się wygodnie w fotelu dziurawym
i spędzam tam godziny albo lata całe
pod dachem ciepłych liści z milczeniem kostrzewy
kiedy zmierzch ostrzy zmysły zapachy i głosy
a wiatr z pola stygnący przeciąga powiewy
mógłbym siedzieć bez słowa aż do samej nocy
w takim właśnie momencie poobiedniej sjesty
lubię zerkać na zegar o twarzy ospałej
co jak arystokrata w bukszpanie przy ścieżce
przystanął ze spokojem pogodą i światłem
i nie śpiesząc ni chwili w zadumie wyraźnej
bez zwłoki opóźnienia czy drobiny żalu
namaszczony powagą godną rzeczy ważnej
mierzy przedmiot rozprawy i nie wątpi wcale
|