| 
 Weronice D. 
 
nie jestem Weroniką, nie mam rodziny na Ukrainie i nie muszę  
się bać, że umrą na epidemię. nie zmarła mi jeszcze babcia, nie  
bałam się babci, bo nigdy nie rozmawiała z meblami, nigdy  
nie zamykała mnie w szafie i nigdy nie musiałam ściszać bajek,  
nasłuchiwać czy nie idzie korytarzem, ani mocno ciągnąć klamki,  
tak żeby myślała, że drzwi są zamknięte od wewnątrz, a ja jestem  
tylko kluczem, zamkiem, ścianą, nie daj Boże oknem. w Polsce  
nazwisko Weroniki ma więcej liter. jest międzynarodowe, zachodnio 
europejskie do bólu. chociaż dzieci wytykały palcami jej język,  
a babcia była chora, bo zbyt ostro widziała sąsiadkę w lakierowanych  
meblach. po śmierci, w lakierowanych półbutach była taka sama,  
chociaż mama płakała i twierdziła, że inna. to wciąż jest w głowie,  
bo było. wypycha ściany i moje ciało otacza pluszem, a wychodząc  
nie trzaska, tylko miękko opada. mówiła, że według niektórych Lwów  
jest Florencją, albo jakimś innym europejskim miastem, którego  
nazwy nie pamiętam. mówiła mi o tym tylko raz, a raz to za mało  
żeby zapamiętać imię. 
 
 |