Uczepił się jej, uchodźca z sąsiedniego mieszkania,
i używał jak notatnika,
Jej łokcie stopniowo traciły rozpęd.
Bezimienna kamienica, podobna do kolejowego dworca,
z którego wychodzi się uważnie, a wchodzi incognito,
niczym pod mikroskopem śledziła kaleką wzajemność.
Kiedy wracał przez szparę,
wystukiwał w parapet umówiony numer kierunkowy
do układu planetarnego Małgorzaty,
ona potem cały dzień wypłukiwała kawałki siebie do wanny,
przecierała zwilżoną powierzchnię swojej otyłości
gotowa na krajowe perfumy, dokładnie sprawdzała ją z numerem pesel
i dopiero wtedy rozwijała sznur ramion.
W nocy, zlepieni, wysłuchiwali przebojów na tramwajowe szyny,
wypalali jednym wspólnym papierosem dziury w niebie,
stawiali zasieki na progu, każde z osobna,
własnych pustelni.
Mistrza znaleziono nazajutrz ;
owinięty w staroświeckie kalendarze
zapładniał nieobecność.
Małgorzata wyszła z kamienicy
ubrana w zielone myśli i kraciastą przeszłość ;
do tej pory nie uroniła ani jednej części
ze złotego podziału.
Dodane przez Piotr Paschke
dnia 25.04.2007 06:56 ˇ
11 Komentarzy ·
839 Czytań ·
|