Wymknąć się z domu, tak po cichutku
nucąc: arrivederci... mój smutku
zbiec bezszelestnie w miękkich bamboszach
gdy deszcz zacina w długich kaloszach
pod parasolką lub w okularach
zrobić marszrutę po nocnych barach.
Zaczepić pana przy kontuarze
albo się przyjrzeć samotnej parze
która w półmroku całuje się.
Wymknąć się z domu? Dlaczego nie?
Wymknąć się z domu, całkiem niewinnie
skoczyć z balkonu, zjechać po rynnie
kropelki deszczu spijać z ust chciwie
i dziką radość poczuć. Prawdziwie.
Zakłócić krzykiem sen nietoperzy
wrzeszcząc: ti amo - z wysokiej wieży
rozbudzić zmysłów burzę szaloną
gdzieś pod rajskiego drzewa koroną
a potem zniknąć. Rozwiać się w mgle.
Czy to tak dużo? Zbyt wiele chcę?
Wymknąć się, zaraz z nastaniem zmroku
z dziwnym uśmieszkiem i błyskiem w oku
pognać przed siebie. Zabrnąć w uliczkę
zaczepić gościa: Masz zapalniczkę?
Schylić się zgrabnie w blasku ognika
albo zatańczyć przed nim walczyka
w zdumione twarze wybuchnąć śmiechem
lub dla przekory pogadać z echem.
Zajrzeć w twe okno, coś ci zanucić
i bezszelestnie do domu wrócić.
Dodane przez bombonierka
dnia 05.06.2011 13:14 ˇ
8 Komentarzy ·
654 Czytań ·
|