Śpiewała na rogu;
coraz słabiej wypluwała słowa
powszechnie znanych piosenek,
jej nadzieja dawno opadła z sił,
nasyciła się nieznajomymi twarzami -
niepomna przesłania szykowała się do odlotu
na niedospanym placu Jana Pawła.
Kiedy uzbierała, ile trzeba, oczy lśniły
coraz większe i bliższe kalkomanii chodników.
Wycierała nos wierzchem rękawa,
pluła najtańszym tytoniem, trzęsącymi się rękoma wstępowała w wiek średni, zawsze średnio pijana od lepszej przyszłości.
W piwnicznej norze, nieco większej od budki telefonicznej,
wypluwała dzień jak karabinową kulę,
ciężką głową prowadziła niezręczną kłótnię z poręczami,
słuchała, jak zza drzwi brzęczą przekleństwa i szepty,
jak tego Mirka, co czasem przychodzi z pełnymi
rękami.
Plac dzieli okna na większe i bardziej suche;
sunie tam, gdzie czekają pod ścianą;
jej nikt nigdy nie poprosił do białego tanga.
Chuda pierś wyżej.
W końcu ktoś tu jest kobietą
silniejszą niż ściany zbiegające się coraz bardziej
do wewnątrz.
Czas podarować oczy sufitowi.
Spazm,
a, sen;
sen sama już wybieliła.
Piotr Paschke
Dodane przez Piotr Paschke
dnia 24.05.2007 08:17 ˇ
5 Komentarzy ·
790 Czytań ·
|