| Odkąd zamieszkałem
 w tej okolicy, nachodzą mnie
 myśli o bliżej
 
 nie sprecyzowanej barwie.
 Popiół. Tak. To chyba odpowiednie
 określenie.
 
 Chciałbym dosięgnąć. Brak
 uważności wciąż budzi
 odrazę.
 
 Minus dwadzieścia, wszystko zamarza.
 Nawet olej w silniku Vitary. W południe -
 dzika kaczka nad ulicą Płowiecką,
 lecąca na zachód.
 
 Odczytać, czy raczej nadać
 znaczenie. Coraz rzadziej pamiętam.
 
 Zatrzymany, na w pół, szept twoich ścięgien
 i mięśni, obezwładniający, w uporczywym
 szorowaniu podłogi - ukułem nowy termin - "moping".
 
 Sztywność karku i niedostrzegalne
 dzwonienie w lewym uchu. Jakbym nie chciał
 
 usłyszeć. Rano - kiepski  film Cronenberga
 o Jungu. Wypiłem butelkę tequili bez istotnych
 
 następstw. Mróz. Sikorka wydziobuje kawałki
 kabanosa z talerza z resztkami dla głodnych duchów.
 
 
 |