poezja polska - serwis internetowy

STRONA GŁÓWNA ˇ REGULAMIN ˇ WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW ˇ IMAK - MAGAZYN VIDEO ˇ AKTUALNOŚCI ˇ FORUMSobota, 20.04.2024
Nawigacja
STRONA GŁÓWNA

REGULAMIN
POLITYKA PRYWATNOŚCI

PARNAS - POECI - WIERSZE

WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW

KORGO TV

YOUTUBE

WIERSZE /VIDEO/

PIOSENKA POETYCKA /VIDEO/

IMAK - MAGAZYN VIDEO

WOKÓŁ POEZJI /teksty/

WOKÓŁ POEZJI /VIDEO/

RECENZJE UŻYTKOWNIKÓW

KONKURSY 2008/10 (archiwum)

KONKURSY KWARTAŁU 2010 - 2012

-- KONKURS NA WIERSZ -- (IV kwartał 2012)

SUKCESY

GALERIA FOTO

AKTUALNOŚCI

FORUM

CZAT


LINKI

KONTAKT

Szukaj




Wątki na Forum
Najnowsze Wpisy
FRASZKI
Co to jest poezja?
EKSPERYMENTY
playlista- niezapomn...
Chimeryków c.d.
"Na początku było sł...
Ksiądz Jan Twardowski
Bank wysokooprocento...
Monodramy
,, limeryki"
Ostatnio dodane Wiersze
W kapsule
Kiedy jestem za oknem
do trzech razy.. ..s...
Zabawa
Metafora na ławce
Marzenie o niebie w ...
Co widziały i co sły...
Julia Milu
Roszada w niedoczasie
Miłość
Wojciech Roszkowski


Wojciech Roszkowski - ur. w Białymstoku. Z zamiłowania obserwator rzeczywistości. Laureat ponad stu ogólnopolskich konkursów literackich, w tym prestiżowych, m.in. im. R. Wojaczka (Mikołów), im. H. Poświatowskiej (Częstochowa) im. K. Ratonia (Olkusz), im. W. Broniewskiego (Płock), im. J. Śpiewaka i A. Kamieńskiej (Świdwin), im. C. K. Norwida (Pruszków), im. S. Grochowiaka (Leszno). Publikował w prasie literackiej i antologiach. Autor książki z pogranicza beletrystyki i itinerarium: Tykocin - miasteczko bajeczka (2003), arkusza poetyckiego Odcienie (2008) i tomu wierszy Kulki rtęci (Nagroda Główna w IV Ogólnopolskim Konkursie na Autorską Książkę Literacką - Świdnica 2011).


dziewczyna z perłą. starszy pan próbuje kopiować vermeera


podobno zabrała ją woda, przepowiadały martwe języki
rozsiane nad brzegiem. przesypywał w dzbany piasek i sól
z oczu, wiązał supły na konopnych sznurach, odliczał dni, cykle
księżyca. widziano go potem w czasach morowej
zarazy, wielkich wojen, w gasnących w morzu airbusach.
chyba nie zdawał sobie sprawy, że znaczy więcej niż

mówiące głowy z telewizyjnych wiadomości,
dorota rabczewska,
masoni i cykliści

na welodromie - tam spotkałem staruszka po raz ostatni. przed wyjazdem
z miasteczka malował wiele kobiet, a one, wędrowne sokoły bez obrączek,
znikały w dymie dyskotek. wieczorami zostawali we dwoje.
bez pośpiechu rozkładał płótno, czaił się za plecami, aż dziewczyna
odwróci głowę i pokaże obie perły. scałowywał je wtedy z płatków
uszu, krople olejnej farby ściekały mu na tors. stygły w bieliźnie po córce.




uniwersum


to kończy się opadaniem ciała i plamami

następnego dnia znowu wracamy nago ze szkoły,
skanowani na pasach przez smugi światła
biegnące za mostek skuty lodem, w sklepienia
krzyżowo-żebrowe, w czerwień ścian katedry.

przed tunelem powinnaś podać mi rękę

próbuję szukać cię w rozbitych witrażach.
przestrzeń kurczy się do rozmiarów bocznej
nawy, kaplicy, wnętrza metalowej szuflady:
krótki flesz, kartka z napisem jane doe u palca.

to kończy się opadaniem ciała i plamami

każdego ranka, w chwilę po tym, jak niewidome
madonny każą mi całować zimne stopy.




rozpoznawanie zapachów


          przez czarne klify, przez rzeki bez mostu,
          wędrujesz we mnie.


          fernando pessoa


dopóki nasze kobiety krwawią w piasek, w kocie
kuwety, podlewają miejsca, gdzie nic nie wyrośnie,
to dobrze. tak właśnie ściele się ugór, wydmy

z popiołem w środku. nie znam tu nikogo. dach mojego
domu jest grafitową płachtą z worków na zwłoki.
oddychamy przez niewielki prześwit. spróbuj,

możesz wysunąć palec. smętne są pieśni w lizbonie,
wleczone w szpary między żebrami przez zadymione okna
tawerny. saudade, saudade skrapla powietrze, żłobi wstęgi fal.

tym właśnie przenika fado: zmęczeniem oceanu,
postrzępioną sierścią, odcieniem jodyny. jest wiele ulic i placów,
gdzie kamienie ścierają blizny, stare tatuaże, także ciebie.

a nad ranem toną w rdzy. podmiejskie kolejki, czerwonawe
pięty dziewczyn, wysuszone dłonie kobiet - wirujący
korowód. i niech pachnie nam safian, i niech płynie fado: kirem,

z ptakami na uwięzi, rybami. w smaku młodych piersi. w czymkolwiek.




rewers


          pamięci camille claudel


popatrz, za muchówkami zniżają lot jaskółki,
zupełnie jak wtedy.

*
dni były dłuższe. fale rzeźbiły linię, gdy pozowałaś rodinowi.
wdzierały się w brzeg, a nocą obumierało w tobie dziecko.

niebawem przełamią klif, który pochyli się nad zatoką,
wraz z nim topiel skryje marmurowe postacie;
to, co stało się obce. i tylko ostatni

listek koniczyny, starty na proszek, odpływ uniesie w sen,
przez bramy psychiatryka w montfavet.

*
odpocznij, camille. ognie świętego elma podobno
przynoszą żeglarzom szczęście, oznaczają maszty.




między niebem a niebem


          ta osoba młoda i piękna, którą obiecałem
          był innym razem uważać i widzieć, nagle
          umarła w nocy.


          cyprian kamil norwid


/lipiec. epizod/

chichot w zbożu, ziarna strącane za pasek.
połyskująca w słońcu klamra uwalnia
zające. mkną blade i gładkie skórki odbijane
od muru martwego ewangelickiego cmentarza.

tego dnia usłyszałem puls neurastenicznej melodii,
kłosy pochylały się jak cykady w roju, wiatr
od łąk tłumił szelest kartki z wróżbą, puszki
pandory ze złotym rogiem, w kieszeni jasnobłękitnych
jeansów. przeczytam ją kilka miesięcy później.

luiza, nie domyślasz się jeszcze, że nie jestem ostatnim
facetem, z którym chcesz przejść przez życie.


/piętra. wysokość względna/

wcześniej, znacznie wcześniej,
zapomniany dziś cmentarz wśród lip nurza się w kwiecie
wieku. dziadek wykuwa oskardem przestrzeń dla kolejnych
pokoleń, skrzynie łączy warstwa lepkiej gliny, cienki woal,
intymna więź tkanek. wątłe zrazu

korzenie drzew snują pajęczynę, a gdy po latach zabraknie
soków, upomną się o swoje, pójdą w drugą stronę, przez parkan,
leśny pagórek i niedomknięte okno na poddaszu naszego domu.
wplotą się w rozrzucone na poduszce włosy.

zanim o świcie mgła spowije dachy, zgęstnieją chmury,
w innym miejscu mojra przetnie jedną z nitek.


/za horyzontem przeglądam się w szybach/

a jeśli czas i przypadek rządzi wszystkim?* kartka wciąż pachnie
chemią, w tle biel wykrochmalonych fartuchów.
wiesz, luiza, znajdę go pod kamieniem, pośród pnączy
w ogrodach hesperyd, jeśli trzeba przejdę siedem kręgów.

drzewo i dom, magazyn na peryferiach kolejnego miasta.
synku, mam ciebie tylko przez chwilę, a ty mnie przez wszystkie
znaki zodiaku, rok po roku na każdym niebie.

tak cicho, jakby cię wcale nie było. wtapiasz się w odcienie szarości,
półmrok między hałdami węgla i śniegu.


* - kohelet 9, 11.

Pajacyk
[www.pajacyk.pl]
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Aktualności
XVIII OkP o "Cisową ...
V edycja OKP im. K. ...
poezja_org
Spotkanie Noworoczne
Nagroda Literacka m....
VII OKL im. Bolesław...
XVIII Konkurs Liter...
Zaduszki literackie
U mnie leczenie szpi...
XXIX OKL Twórczości ...
Użytkownicy
Gości Online: 10
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanych Użytkowników: 6 438
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: Notopech

nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za treść wpisów
dokonywanych przez gości i użytkowników serwisu

PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEŻONE

copyright © korgo sp. z o.o.
witryna jako całość i poszczególne jej fragmenty podlegają ochronie w myśl prawa autorskiego
wykorzystywanie bez zgody właściciela całości lub fragmentów serwisu jest zabronione
serwis powstał wg pomysłu Piotra Kontka i Leszka Kolczyńskiego

67042714 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion v6.01.7 © 2003-2005