Pokochaliśmy siebie latem,
w sadzie pachnącym, pełnym słońca
i miłość miała zapach jabłek,
i miała nigdy nie mieć końca.
Lecz życie różne ma sezony -
po lecie jesień, potem zima
i słabnie żar nie podsycony,
i tyle ciepła w nas już nie ma.
Powiało chłodem, mój kochany,
zanosi się na niepogodę -
krótko o niczym rozmawiamy -
powiało, mój kochany, chłodem.
Powiało chłodem, mój kochany,
od twoich ust, od twoich oczu
powiało chłodem. I dziś rano
jakby listopad nas otoczył.
Może nie trzeba latem kochać,
bo taka miłość szansy nie ma;
przyjdzie październik czy listopad
i burz, zamieci nie przetrzyma.
Gorącą kawę wypijamy
i okrywamy ciepłym kocem,
lecz już tak mocno nie kochamy
i serca drżą nam z zimna nocą.
Powiało chłodem, mój kochany,
niedobry dla kochania klimat,
czapki, szaliki wyciągamy,
lecz to nic nie da - idzie zima.
Powiało chłodem, mój kochany,
w zimowym sadzie ptak nie śpiewa,
powiało chłodem od twych ramion
i serca, w którym mnie już nie ma.
|