najczęściej spotykam cię na wilgotnej ziemi, parującej jeszcze
krwią młodszego brata. spijasz mgłę, po której wspinał się do nieba.
liczysz upuszczone pod brony kamyki. jeśli znajdę dziesięć,
wyjdzie mi naprzeciw. i znów dosiądziemy srebrnego rumaka.
jeszcze nie istnieję, więc nie możesz poczuć mojej przyklejonej
do koszuli twarzy. moich wrastających w łopiany warkoczy.
najczęściej spotykasz mnie na szpitalnym łóżku. liczę
dziury w suficie, migotania lampy. nie potrafisz dotknąć,
a ja już rozumiem nieudolność palców, od lat zaciśniętych
na pilotce brata. zagra z tobą w ciupy, kiedy wszyscy zasną.
Dodane przez Hanna Dikta
dnia 25.05.2010 02:10 ˇ
11 Komentarzy ·
1559 Czytań ·
|