| XLIV (wersja robocza)
 Stanąłem w progu baraku
 i zapaliłem
 papierosa. Spod progu
 wyszedł szczur i schował się
 
 z powrotem pod barakiem.
 Zamknąłem drzwi, usiadłem
 na krześle i wsparłem się
 stopami o drugie krzesło.
 
 Po linach moich
 wyprostowanych nóg
 chodziła śmierć z balansem snu
 w rękach. Gdy otworzyłem drzwi,
 
 by znów zapalić,
 okazało się, że pada
 deszcz, którego początek
 przegapiłem. (W czasie deszczu
 
 nie trzeba przydeptywać
 petów). Przechodnie
 z parasolami
 wyglądali tak, jakby
 
 tracili wątek. A ja
 pomyślałem, że rozumiem
 więcej niż wszyscy i że
 nawet gdybym obejrzał
 
 tylko koniec lotu tych
 kropel wody, pojąłbym
 wszystko. Tymczasem jestem
 w pracy i znów całym moim
 
 krajobrazem jest to, co
 widzę przez dwie szczeliny
 w płocie z blachy, oraz to, co
 znajduje się ponad tym
 
 blaszanym ogrodzeniem.
 Nigdy nie zatracę się
 w miłości do cienia, bo
 skończyłoby się to biegiem
 
 z tasakiem rzeczonego
 płotu, którego cztery
 krawędzie są wyostrzone!
 Na końcu też będzie słowo.
 
 Bóg rozegnie kraty moich
 warg i przeciśnie się przez nie.
 Czyjś rymowany poemat
 epicki zachwyci całą
 
 Polskę, przez co nikt
 nie zauważy owej
 
 ucieczki z więzienia!
 
 22 sierpnia 2022
 
Dodane przez Krzysztof Bencal 
dnia 22.08.2022 21:59 ˇ
5 Komentarzy ·
550 Czytań ·
   |