my polaroid girl,
to lustro stało się narzędziem gwałtu powszedniego.
zlizuję więc szminkę, przygładzając czerwoną sukienkę.
niczym istne postwcielenie cudzej kobiecości,
z papierosem w długich palcach.
i ta ciągła uniformizacja przyzwyczajeń:
kawa, łóżko, kawa no more, i spiętrzone bestie
w bladej pościeli. przywołują wschody słońca
na cienkich, długich nogach. dzień wspina się
na parapet, wgryza w nadgarstki.
nocą fantazmaty przenoszą się z ust do ust,
z bioder ku delikatnym ruchom dłoni.
to co boskie, poddawane jest torturom kompresji.
posiada najdelikatniejsze unerwienie, eteryczne i
wręcz agonalne drgnięcia nadziejonośne.
libido salonowe skłania nas do gry w szachy:
żadnych ustawień, jedna szansa.
słowa znów doprowadzają nas do ostateczności.
rozbierają, kładąc jednocześnie do snu złożonego
z powrotów uparcie żłobionych przez człowieka. z tej
samej drogi przeciągam falujące linie czasu pod łóżko.
Dodane przez simisoffi
dnia 16.07.2008 13:42 ˇ
6 Komentarzy ·
437 Czytań ·
|