Już dobiliśmy do brzegu.
Tłumy ciągną nas w epicentrum.
Plaża w oddali kurczy się,
zamyka w chaszcze dżungla,
milkną odgłosy betonu.
Stajemy przed wielkim ogniem,
co tryska w niebo fontanną -
ciepłym wirusem narkozy;
narkotyk strzela w powietrze,
rozlewa się ponad stadem.
A stado - dzieci kwiaty -
dawno zasuszone zielsko,
chwyta nas badylami za twarze,
wdziera się w krew jeszcze świeżą.
Tańczyć zaczynamy nago,
nad ogniem, chłostani płomieniem,
aż z wolna zasycha nam skóra,
aż dojrzeć mogę wreszcie,
w twych oczach ścinające się
białko i siebie tracącą kształty.
W jednej sekundzie obudzona,
wyrywam cię z zaschłego tłumu.
Biegniemy - szybciej do wody,
w wiry, otchłanie i fale.
Płyniemy pod prąd jak najszybciej,
a z dala na horyzoncie - iskry,
ostatnie z wypalonych w nicość,
dzisiejszych dzieci kwiatów.
Dodane przez Lorien
dnia 28.10.2008 14:04 ˇ
4 Komentarzy ·
334 Czytań ·
|