Szary obłok dymu wypełza powoli z ust
Chwilę przedtem tak jak i chwilę potem
Namiętnie rozchyliły się by złapać ostatni łyk powietrza
Niczym podniebna sztuka napisana przez nieznanego wirtuoza zwanego Bogiem
Rozkosz, ostatnia myśl przed popadnięciem w obłęd
Gwiazdy delikatnie zamigotały łaskocząc w stopy
Lecz ciut za mało tego życia już jest dookoła
zawężonego do rozmiaru kwadratu ramy
Czy to jeszcze łoże czy już skrzynia?
Miękko opadłem zatem na aksamit twego ciała
Rozsypując się ciężką magmą tęsknoty do czegoś...
Czegoś czego nigdy nie miałem, co nigdy nie było moje
sztylet przeszył moje serce szczęściem chwili
zabił ostatnią nadzieję, ehh żebym mógł...
gdybyśmy byli ze sobą a przestali bywać...
Świat nie zardzewiałby, myśli, uczucia ani ja
Z poziomu poziomu patrzą na mnie
żałośnie żółte i czerwone karykatury moich marzeń
tak samo jak one opadły i zgniły, pozostał tylko żal
Jesień, tak to potrafi zagasić ogień
Zimny wiatr przelatujący pomiędzy palcami i my
Nikt nas już nie nauczy łapać go w dłonie
Bezsilnie czujemy jak coś ważnego przemija dookoła nas
"Czas jest pojęciem względnym"
teraz wiesz dlaczego go zawsze tyle miałem...
Dla ciebie, na wyłączność
Chęć potrafi zastąpić czas a czas potrafi zmienić się w lód
Zamarznąć pomiędzy snem a jawą dając nam więcej niż tego chcemy
Zostałem metaforą, strofą wiersza mało znaczącego
Częścią tego co stworzyłem i co mnie zaczęło zabijać
Bo jakże można iść dalej nie patrząc pod nogi
Ze wzrokiem wbitym w chmury lecz ciągle na czworaka pełzając
Dodane przez bastart
dnia 13.11.2011 05:28 ˇ
1 Komentarzy ·
306 Czytań ·
|