W deszczowe popołudnia pijam wódkę
z Karaluchem przy koślawym stole w kuchni.
Nasze kieliszki ostatnio coraz częściej
lubią być mokre...
Szyby pocą się łzami zrezygnowanych aniołów,
co żałują że uciekły z nieba,
zafascynowane cienką skórą
kruchych mgnień ludzkich
ubranych w cielesność.
Dziś Karaluch pierwszy bełkocze,
pijany aż po smutne rzęsy.
Pomarudzimy razem, mamy prawo,
a szkło jest przecież cierpliwe.
Na szóstym piętrze rodzinę mu wymordowali,
ja znowu nie mam z kim sypiać,
cieć z bloku naprzeciwko prawie go zdeptał,
szef zwolnił mnie z pracy bo nie chciałam być dziwką..
Dziewiątym brudziem od serca uśmierzymy
żrącą od środka samotność,
nad dziesiątym zataczającą się bezsilnością
zawrzemy z lepkim powietrzem
kolejny kompromis w sprawie marzeń.
W radiu zapowiedzieli na jutro ulewne deszcze,
znieczulenie Luksusową będzie konieczne.
Nie ma co wciskać jałowych refleksji
między wódkę a zakąskę,
a na kłótnie z Bogiem wciąż jesteśmy nie dość dorośli...
Dodane przez Homik
dnia 10.07.2007 21:15 ˇ
6 Komentarzy ·
514 Czytań ·
|