  | 
 Stroki, napisannyye pod vyazom na kladbishche v Garrou 
 
 
Mesta rodimyye! Zdes' vetvi vzdokhov polny, 
S bezoblachnykh nebes struyatsya vetra volny: 
YA myslyu, odinok, o tom, kak zdes' brodil 
Po dernu svezhemu ya s tem, kogo lyubil, 
I s temi, kto seychas, kak ya, - za siney dal'yu, - 
Byt' mozhet, vspominal proshedsheye s pechal'yu: 
O, tol'ko b videt' vas, izviliny kholmov! 
Lyubit' bezmerno vas ya vse yeshche gotov; 
Plakuchiy vyaz! Lozhas' pod tvoy shater ukromnyy, 
YA chasto razmyshlyal v chas sumerechno-skromnyy: 
Po staroy pamyati sklonyayus' pod toboy, 
No, akh! uzhe mechty byvaloy net so mnoy; 
I vetvi, prostonav pod vetrom - pred nenast'yem, - 
Zovut menya vzdokhnut' nad otsnyavshim schast'yem, 
I shepchut, mnitsya mne, drozhashchiye listy: 
"Pomedli, otdokhni, prosti, moy drug, i ty!" 
No okhladit sud'ba dushi moyey volnen'ye, 
Zabotam i strastyam poshlet uspokoyen'ye, 
Tak chasto dumal ya, - pust' blizkiy smertnyy chas 
Sud'ba mne usladit, kogda ogon' pogas; 
I v kel'yu tesnuyu, il' v uzkuyu mogilu - 
Khochu ya serdtse skryt', chto medlit' zdes' lyubilo; 
S mechtoyu strastnoy mne otradno umirat', 
V izlyublennykh mestakh mne sladko pochivat'; 
Usnut' naveki tam, gde vse mechty kipeli, 
Na vechnyy otdykh lech' u detskoy kolybeli; 
Naveki otdokhnut' pod pologom vetvey, 
Pod dernom, gde, rezvyas', vstavalo utro dney; 
Okutat'sya zemley na rodine mne miloy, 
Smeshat'sya s neyu tam, gde grust' moya brodila; 
I pust' blagoslovyat - znakomyye listy, 
Pust' plachut nado mnoy - druz'ya moyey mechty; 
O, tol'ko te, kto byl mne dorog v dni bylyye, - 
I pust' menya vovek ne vspomnyat ostal'nyye. 
============================================ 
 
Wersy pisane pod wiązem na cmentarzu w Harrow 
 
Miejsca moje najdroższe! Gdzie konary w żalu, 
A z bezchmurnego nieba wiatru płyną fale: 
Rozpamiętuję dzisiaj, gdzie spacerowałem 
Po murawie świeżej z tym, kogo kochałem. 
I z tymi, którzy teraz, jak ja - w sinej dali, - 
Być może mnie i przeszłość z bólem wspominali: 
Gdyby znów was ujrzeć, pagórków korale!  
Kochać was bez miary gotów jestem stale: 
Wiązie płaczku! W zaciszu twoim się układam,  
I w przedwieczornej porze myśli swoje składam: 
Jak stary znajomy słuchasz moich zwierzeń, 
Lecz, ach! nie ma ze mną dobrze znanych marzeń; 
A jęczące w szarudze konary z korony, -  
Radzą mi, bym nad szczęściem wzdychał utraconym,  
Zdaje się, że słyszę - szept w listowia drżeniu, 
rZaniechaj, odpocznij, wybacz przyjacielu; 
Jednak los może stłumić duszy niepokoje, 
Zmartwieniami i bólem namiętność ukoić, 
Myślałem już nie raz - niech przyjdzie czas śmierci, 
Niech spełni się los mój, gdy ogień zgasł w sercu; 
W ciasnej klasztornej celi, lub w głębi mogiły - 
Miejsca dosyć dla serca, co już nie ma siły, 
A śmierć z namiętności, to chwila szczęśliwa, 
Gdy w kochanych stronach przyjdzie mu spoczywać; 
Zasnąć na wieki w miejscu, gdzie marzyłeś dzieckiem, 
Tam twój wieczny spoczynek, gdzieś bujał w kolebce; 
I na wieczność spocząć pod listną firaną, 
Pod trawą, gdzie rześki brodziłeś co rano; 
W tej ojczyźnie chcę sczeznąć, którą tak kochałem, 
Zmieszać się z nią na zawsze, stać się jednym ciałem; 
Niech mnie błogosławią - liście z drzew przyjaciół,  
Świadkowie mych marzeń - niech nade mną płaczą; 
Niechaj ci tylko, których kochałem jak bliskich 
Nie zapomną mnie kiedyś, tak jak innych wszystkich. 
 
 
 
 
Dodane przez  PaNZeT
dnia 29.12.2015 09:57 ˇ
9 Komentarzy ·
759 Czytań ·
  
 
 | 
  |