U mnie, w odległej okolicy
późna jesień jasnych drzew,
drążących przestwór.
Wewnętrzna lepkość,
każda drobna obecność
i bolesna dyskrecja
niedostatecznie łagodnych
mężczyzn.
Przenikalna jak piękno.
Znów nabieram śmierci,
tej barwy utajonej
w drzewa cyklicznej
powinności, gdy
wiropłaty, pewne słowa
- ta ani nasza wieczność,
ani nasze zapomnienie -
padają zakosami
gwiazd listopadowych
wśród liści zawsze
szeleszczących ciemność.
Dodane przez lorelei
dnia 09.11.2007 19:25 ˇ
10 Komentarzy ·
1408 Czytań ·
|