światło ulicznych latarni załamuje się nam na ustach
ludzie taszczą z bazaru wyschnięte choinki obklejają je watą i udają że są święta
później owinięci w puchate szlafroki wyciągają glony z akwariów
w parku jest błoto topimy w kałużach skórki pomarańczy
obok przechodzą mężczyźni pachnący amolem - przypomina się dziadek
po śmierci babka paliła jego koszule opłakując jedną po drugiej
odtąd każdego wieczoru wkładała nam do zaciśniętych dłoni cukierki
i przekonywała że umieranie nie boli
w śliskich od deszczu kamieniach mienią się stopy
ściszasz głos tłumacząc że głośne rozmowy powodują zakwasy żuchwy
z każdym krokiem ulica staje się coraz węższa- ktoś się przybliża ktoś oddala
drzewa mnożą się jak poplątane druty wysokiego napięcia
chodzimy od domu do domu od drzwi do drzwi
Dodane przez mandragora
dnia 10.11.2007 22:31 ˇ
0 Komentarzy ·
686 Czytań ·
|