| 
 Babcia Helena z księdzem  wikarym  pod kołdrą 
w duże róże opowiadają sobie grzeszne historie, 
jakby to nie był pierwszy piątek miesiąca, ale 
czerwcowy wieczór pełen truskawek podawanych 
z szampanem, a stara panna z Trzeciego Maja, ta,  
która uczy przedsiębiorczości, przebiera palcami  
w gęstej czuprynie właściciela stoiska z chińska tandetą. 
 
Wolontariuszka z hospicjum rodzi zdrowe dziecko,  
oddycha głośno, żeby wszyscy wokół mogli dmuchać 
w różowe baloniki. Żona i matka, z pierwszego piętra  
nad gabinetem dentystycznym, zastanawia się, co teraz 
zrobić z kuchennym nożem. Grzeczna dziewczynka  
podgląda przez szybę ptasie głowy rodziców- nie wyjdzie  
z pokoju, zanim się nie przebiorą za ludzi. 
 
Ruda studentka stoi na brzegu, macha ręką, potem całuje  
w mokry kark, chociaż od roku na wykładach siada trzy  
rzędy dalej, żeby przypadkiem nie poczuć się głupio, gdy  
będzie  tłumaczył, dlaczego nie. W dużym pokoju ojciec,  
tak jak go pochowali, w brązowym garniturze, nie pyta  
o samochód i chwali pomysł przestawienia mebli. 
 
W ostatniej kwadrze, kiedy już nikt nie czuwa 
nad miasteczkiem, sny zbierają się na rynku, żeby 
przed brzaskiem  stanąć na drewnianym podeście 
ufundowanym z okazji pięćsetlecia i ukłonić się 
jakby miały jakieś znaczenie. 
 
Dodane przez  sykomora
dnia 26.11.2007 01:08 ˇ
5 Komentarzy ·
614 Czytań ·
  
 
 |