Dawno już nie siedzieliśmy przy szklance - tato,
bo widzisz, chciałem być poprawny.
No i mam swoje cztery ciasne ściany
pomalowane sokiem owocowym.
Zauważyłeś, że niemal nie zamykam okna?
Lubię powietrze z zewnątrz - ono tak ślicznie śpiewa.
Jak te dwa gołębie, co przylatują do mnie żreć.
Jak butelka po kefirze, która pamięta wszystko -
będą z niej kiedyś spijać moją biografię.
Napijmy się jeszcze po jednym, bo to dobra wódka.
Rodzi się jak moje wiersze, duszę w sobie ma -
zbieram ją każdego smutnego wieczoru spod powiek.
Nie kupisz takiej w monopolowym.
Masz, pij. Ja już nie mogę,
bo pijany jestem od samego siebie.
Kobietę mam, dzieci na kartkach kalendarza,
którego jeszcze nie kupiłem.
Dom, co to nie mój, a mój, bo przecież ja tu mieszkam.
I mam ciebie - tato. Jutro znów będziemy udawać poprawnych,
ty na ołtarzu, a ja, klęczący jak to całe stado baranków.
Ale to, co jest w naszych sercach,
tego nikt nie pozna i nikt zabronić nam nie może.
Mamy swoje tajemnice - ogniki, płomyczki, wagony
wypełnione po brzegi wspomnieniami i bagażem doświadczeń -
targamy je za sobą jak parowozy, po torach codzienności.
Patrz - to wiersz który właśnie napisałem.
Słupek bzdur. Słupek prawdy. Słupek słów
o poecie i jego bogu - pijących,
bo zgubili swoje miejsce w tym świecie.
Dodane przez Kloszard
dnia 06.04.2008 10:36 ˇ
10 Komentarzy ·
473 Czytań ·
|