Pośród ciemnych ulic iść mi przyszło.
Szarość ogarnia me ciało, abym utopił się
w ludzkich oczu tęczach, przeszedł niepostrzeżenie.
Tylko żarówki lamp ulicznych dają znaki życia.
Pod lampą zepsuta matka leży.
Leży na rozpustnej ziemi.
dojrzeć zbliżającą się Lecz z daleka idzie
świetlistą jasność.
To ona przychodzi, piękna i powabna,
jak zorza polarna.
Po niebie falują jej łzy ubogie.
A błogosławiony i cichy jęk jej ust
dochodzi do mych nozdrzy i wtedy
otworzę oczy, aby zaślepić się dały.
Nie wiem czy będą one jeszcze miały czas,
aby ujrzeć ją stojącą.
Wtedy da mi swoje oczy.
Twoje oczy rozgrzewają nieśmiertelne śniegi,
dadzą nadzieję.
I tak klękając przytulisz mnie do siebie i
krzycząc z miłości poczekasz aż nas zmiecie
ognisty płomień i z popiołu narodzi się życie.
Życie, którego nigdy nie miałem.
Dodane przez zupa
dnia 09.04.2007 21:09 ˇ
8 Komentarzy ·
952 Czytań ·
|