- rankiem, jeszcze senny wychodziłem z namiotu,
szedł Czlowiek ze wzrokiem pochylonym ku Ziemi
patrząc czujnie,
powiedziałem, dobry-dzień, a On milcząc szedł dalej,
i nie zrozumiałem, pewnie chory albo niebezpieczny
pomyślałem,
ze Szpyci schodziły mgły - prawie drogą Vincenza,
a On chodził w koło,
nienormalny.
Dwie drogi, za słońca powrotem przyszedł
ocierając kosówkę, bez oczu jakoby
otępiały.
Kim jesteś Człowieku? - nie odpowiedział,
wzrokiem objął góry i świat, którego nie znam,
dumny
milcząco przesunąl ręką nad wysoką połoniną,
zbierając ziola nie widział
tylko Kochał
dlatego jeszcze wszystko trwa,
a ja?
- Sławek z Gdańska
|