Skazał ją na wieczną pastwę milczenia Po tym jak
wykrzyczała mu siebie głosem rozdzierającym przestrzeń
Tabuny słów ugrzęzły w martwej ciszy czekając na poruszenie
potem wyszedł trzaskając drzwiami aż rozpłatała się na dwoje futryna
Miałki czas w klepsydrze zaklęty wprawił się w osłupienie I stanął
nieruchomo A potem wypełzły omszałe wspomnienia dni
kiedy słowa jeszcze tworzyły galaktykę znaczeń złudzeń i marzeń
choć już nieuchronnie zmierzały w bezsłowną przepaść
Zataczała w powietrzu kręgi a może usiłowała rozedrzeć
ową paranoiczną przestrzeń w której flotylle przemilczeń sunęły
niczym białe łabędzie gotowe do ostatecznej pieśni zwieńczonej
akordem c- dur Dryfowały w świecie ich ciszy nie zawijając do brzegu
ani jej ani jego
i w końcu dotarły
Wrócił trzymając za pazuchą to jedno słowo
kroplą krwi w ręku płonęła róża z wystającego kolca zmiażdżonego
prawym kciukiem W uszach brzmiała pieśń dziękczynna:
Dzięki ci Panie że wywiodłeś mnie z pułapki milczenia
I nikt nie widział skąd ta przemiana
z samotności
czy aktu pokuty
Zaraz też stał się cud
Słowo ciałem się stało
Sakrament dotyku wypełnił się
Nastąpiło błogosławieństwo ciał
Ite, missa est
Dodane przez Mana
dnia 02.04.2013 08:32 ˇ
0 Komentarzy ·
465 Czytań ·
|