 |
Sagaan .
Chwała ci, o panie.
Napijmy się piwka.
Cóż słyszę,
To wieści wspaniałe.
Teraz możemy planować,
Przedsięwzięcie całe.
Sprytnieś wszystko wywiedział,
Od naszych kapłanów.
Podczas budowy piramidy,
Nie zdradzimy planów.
Podstępem tym drobnym,
Recz mamy ukrytą.
Południową zaś ścianę,
Zakryje się płytą.
W dzień szyb cały,
Zakrywać będziemy.
Nocą potajemnie,
Nacięcia wykujemy.
Służb wiernych do pracy,
Zaprzysiąc potrzeba.
Będą to przyszli strażnicy
Korytarzy do nieba.
Rano, gdy kapłani,
Przyjdą sprawdzać pracę,
Na wylocie szybu ,
Postawimy tacę.
Będą tam zawsze,
Leki i napoje.
A dla samych kapłanów,
Z makową ambrozją, słoje.
O wszystkich labiryntach,
Mogą wiedzieć kapłani.
Ale szybu do nieba,
Nigdy nie wydamy.
Piwo zimne, mózg rozjaśnia.
I znikają troski.
Lecz oblicze twe coś chmurne.
Co się dzieje boski?
Hefren.
Wracałem już od kapłanów,
Byłem przy świątyni.
Gdy nagle siła mnie ogarnia,
I co chce,ze mną czyni.
Po schodach mnie pognała.
Za ołtarzem stoję.
Schylam się i podnoszę,
Zakurzone słoje.
Ten lekki odstawiam.
Ciężki do szat chowam.
Do pałacu pośpieszam,
Na nie swoich nogach.
Zabieraj, to ciężar.
Tam chyba są zwoje.
Zobacz, jeszcze ciepłe.
One już są twoje.
Powiało jak lodem .
A znam mróz z Libanu.
Piwo z dzbana mi leci .
Na szaty memu panu.
Padam.U stóp mu się wiję.
Jak przystało na sługę.
A on na olbrzymów woła,
Przynieście mu drugie.
Weź wreszcie ode mnie,
Ten słój ze skrolami.
Pomyślmy może przez chwilę,
Co uczynić mamy.
Jesteś moim wspólnikiem.
Znasz mój czyn zuchwały
Przeczytaj już lepiej,
Te święte manuały.
Słudzy wnieśli nowe,
Z zimnym piwem dzbany.
Zamknęli drzwi ciężkie.
Zostaliśmy sami.
Sagaan.
Twój czyn, tak mnie przeraża.
Przeszedłeś san siebie.
Czy nikt cię nie widział ?
Martwię się o ciebie.
Hefren.
Nie, nic szczególnego,
Całkiem zwykła droga.
Często do Izis chodziłem,
Po tych samych schodach.
Zaczyna mnie już głowa ,
Pękać powoli .
Czemu jeszcze, nie zajrzałeś,
Do tych zwoi.
Rozwijają
Hefren.
Coś mi się widzi,
Że, trud poszedł na marne.
Popatrz Saganie tutaj.
To są magie czarne.
Dwoje oczu na nas,
Patrzyło.
Otoczone były łuską rybią,
A pod spodem, miłosną dekoracyją.
Jeszcze niżej Zamolox napis,
Nieznana nam dotąd istota.
To przewyższa nasze umysły.
Pójdźmy do Laptopa.
Do semi- printera ,
Stary zwój wsunąłem.
F 12 nacisnąłem.
Nie obraził się. Zaczął z mozołem.
Hefren.
Zajmie mu to czasu.
Usiądźmy na chwilę.
Tłumaczy on wolno,
Lecz bez pomyłek.
Zwój powoli rozwija,
Laptopu maszyna.
Wstępnie go czyta,
Kontakt się zaczyna.
Zaczęliśmy spokojnie,
Picie swego piwa,
Zerkając nerwowo,
Jak zwoju ubywa.
Gdy po trzech klepsydrach,
Ustał szum maszyny.
Podeszliśmy obejrzeć,
Laptopa wyczyny.
I tak samo, jak w oryginale,
Oczy na nas patrzyły.
Otoczone łuską rybią,
Pod spodem, miłosne ryciny.
Zaczyna się już kółko zamykać.
Znamy też szczęśliwca imię.
I gdy z mar powstanie,
Będzie miał związek z Izis bogini.
Dodane przez Tomasz Biazik
dnia 19.11.2013 13:19 ˇ
1 Komentarzy ·
385 Czytań ·
|
 |