Trzeci raz po mleko,
tamte worki były pęknięte.
Lało się za mną
z pół kilometra, nikt nie
powiedział. Jerry zaciągnął na
dworzec, tradycja. Musiały być
wielkie te białe kałuże,
wróble się w nich myją,
natrząsają, podszczypują.
Omijamy sztywnego w parku,
rosa złazi całymi płatami
z ławki, na której butelki
w reklamówce. W pospiesznym
coś ze trzynaście, w zwykłym
(kluczborskim) tylko jedna po
orange. Omijamy celników,
straganiarzy, pomywaczy,
strzelców wyborowych i podglądamy,
jak się dziś ładnie podmywasz,
jak pachniesz rosą
i mydełkiem beautiful.
To nie reklama. Bezradność.
"Niepotrzebny napływ spodni
do krwi."
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1762 Czytań ·
|