I
płomień nadziei
w ostatniej zapałce
powstała z drzewa
opierało się burzom
dzierżąc koronę
szeptało ptakom do gniazd
wracały na swoje
by wzniecić iskrę
mgła osnuła szalem chłodu
skroplone drobinki
podobne do łez
II
wypadło lustro
w drobny mak obraz
rozsypał się poza dom
ostre szkiełka zbieram
ranią dłonie
obolałe od okruchów blizny
otwierają się
krwawi przeszłość
III
znowu
drzewa odzyskują władzę
stroją korony
orator myśli przemawia
wsłuchuję się
ptaki głoszą siłę nadziei
wyklują się pokolenia
pośpiech
mnie nie dotyczy
pragnę zostać
impet czasu porywa
przygina dzień
wszczepię do pionu
|