 |
Nasza grządka
Nie po to tu rosnę,
Żebyś mnie przesadzał.
Mówi rzepa do chrzanu,
Gdy ją korzeniem podsadzał.
Nasturcja, oplotła go,
W miłosnym splocie,
Gdy maliny, buraka,
Dusiły przy płocie.
Rzepa, silna i jędrna,
Pierś swą w trawie chce schować.
Lecz do chrzanu się tuli,
Korzeń, jej się spodobał.
Burak cały czerwony,
Pęka o nią, z zazdrości.
Chrzan, już lekko, ją głaszcze.
A to z wielkiej, miłości.
Ona mruczy z rozkoszy,
Wypłoszona, leniwa.
Gdy nasturcja oploty,
W stronę chrzanu przesuwa..
Tak zazdrosna o rzepę,
Kwiaty nowe otwiera,
Chrzan na rzepę, wciąż patrzy,
Lecz nasturcja naciera.
Oplątuje mu liście,
. Wciska się coraz głębiej.
Chrzan wiadomo, potęga.
Burak czeka, co będzie.
Szczypior usta zdziwione,
W przerażeniu otwiera.
Gdy rzodkiewka go trąca,
Popatrz co za magiera.
Nie dość, że przyszła,
Z innej grządki, skubana,
I patrz jak się panoszy,
Zaraz idzie do chrzanu.
A on przecież, z rzepą,
Już taniec wywija.
Fasola rzekła, to racja,
I zsunęła się z kija.
Sprytnie dzisiaj od rana,
Wykonała kilka splotów.
Bo zamierza się przenieść,
Bliżej malin i płotu.
Nad burakiem, co nie lubi,
Wychowa nowe strąki.
Zbombarduje gbura,
I wysypie fasolki.
Kiedy małe roślinki,
Urosną koło niego,
Będzie spokój z cwaniakiem.
Nic malinom do tego.
Na łodygach ich kolczastych,
Urosną do słońca.
Fasolandia zapanuje,
Jak ten ogród, do końca.
A maliny czerwone,
Opuściły gałęzie.
Fasola, chce nas udusić.
Co to teraz, z nami będzie ?
W całą tą wrzawę,
Pietruszka wkroczyła.
Pietruszka lubi porządek,
Już nacią wywija.
Zawsze plan ma gotowy,
Jak rośliny pogodzić.
Rośnie wszędzie pod nimi,
Wszystkie zawsze chce godzić.
I tak mówi do roślin,
Ma być spokój, od rana.
Zwraca się, ładnie i pięknie,
Już przemawia do chrzanu.
Może byś tak, panie chrzan,
Nie bałamucił rzepy.
To od ciebie, się zaczęły,
Te niesnaski, i podniety.
Tu, burak nie wytrzymał,
Tak właśnie, podniety, niestety.
Panie chrzan. Pan się przywarł,
Nie do swojej kobiety.
Burak cwaniak, czerwony,
Nikt go w grządce, nie cierpi.
Lecz, tym razem, rozbawił,
Nawet pora z koperkiem.
Wesołość zapanowała.
Śmiała się kapusta.
Rabarbar chrypiał basem,
Paprykę piekły usta.
A burak, główny sprawca,
Tej wesołości okrutnej,
Aż pękł ze śmiechu,
Gdy nagle, warzywa, zrobiły się smutne.
Struchlała kalarepa.
Słonecznik odwrócił głowę.
Z nożem przyszedł ogrodnik,
I ogórki ściął młode.
Strąki groszków pozrywał.
W dzbanek zebrał maliny.
Wyrwał całą nasturcję,.
--I odsłonił, rośliny...............
Małe, silne, co pod nią,
Rosły, przez czas cały.
Nikt na grządce, nie wiedział,
Lecz tam, się one schowały.
Podobne do kapusty,
Lecz w górę szły ich liście.
Poznały od razu warzywa.
To brukselka, oczywiście.
Wszystkie grządki, dookoła,
Otoczone nią były.
W kwadratach, i szpalerach,
Szachownice, tworzyły.
----Kiedy was, już nie będzie,
Zaczęły maliny,
Wasze życie się skończy
Nie dotrwacie do zimy.
Wyrwą was, wykopią,
Spalą łodygi i kłącza.
W ten czas, Brukselki się rozrosną,
Wzniosą główki do słońca.
I nawet w mróz, i zawieje,
Nic złego się im nie stanie.
One dopiero wtedy będą słodkie,
Gdy z nas już nic nie zostanie.
Dodane przez Tomasz Biazik
dnia 17.07.2017 00:41 ˇ
1 Komentarzy ·
530 Czytań ·
|
 |