Nie każdy grudzień to czas sztychów łopatą w kopnym śniegu.
Prześlizguję się w odtwarzanych dzwonkach janczarów
i płynności smażonego karpia.
Na początku i końcu maluśki, oj maluśkii poza misterium szopki.
Pół poganin sfastrygowany z pierwszą kobietą,
która poszła ze mną w siano pod obrusem.
.
Nawet dożywająca w bardziej dyspozycyjnej od Boskiej
głębi obrazów Beksińskiego, rzuca cień pozdrowień.
Pewnie zaistniała potrzeba podniesienia swojej wartości
w debecie na rachunku prawdopodobieństwa.
https://www.youtube.com/watch?v=Th0-EJDEdmQ
Link
Dodane przez Grain
dnia 17.12.2019 23:02 ˇ
2 Komentarzy ·
414 Czytań ·
|