Non omnis moriar, to co wyrzygałem,
wyplułem w amoku pijanych wnętrzności
nim przerobi powoli w gnój rzeczywistości
ludzka zawiść i ciemność patrząca spod powiek
Odetchnę po stokroć. Jeszcze kundel-człowiek,
który się we mnie rodzi, obrasta mnie mrokiem
oblepia mnie od środka ohydnym potokiem
brudnej sierści...
Zaraża mnie strachem, ogarnia mnie ciszą
wdziera się do środka, zakleja mi oczy,
a krew purpurową coraz wolniej tłoczy
czarny robak co wczoraj zagnieździł się w piersi
Brudzi dni na czarno, pełzną w nich pająki
Księżyc zakrywa smołą a chmury ołowiem
każdy świt jest blady z poświatą koszmarną
patrzę na to codziennie, jako kundel-człowiek
Kiedy idę w tłumie, twarze niewyraźne
wykrzywione, czarne oczodoły ślepe
zniekształcone, złowrogie i dziwnie poczwarne
odwracają się tyłem, milczące i chore
Z pogardą i śmiechem każde moje słowo
nic nie warte gnije, z przestrzeloną głową
pod murem popękanym ohydnych kamienic
Marzenie najskrytsze staje się potworem
Jeszcze kilka wdechów, nim się przeistoczy
jeszcze kilka spojrzeń na dachy spalone
jeśli to będzie ogień to z uśmiechem spłonę,
jeśli to co innego, zawiążcie mi oczy...
Dodane przez Johnzi
dnia 26.09.2020 20:24 ˇ
3 Komentarzy ·
182 Czytań ·
|