Kiedy znudzi im się siedzieć
Tam, wykute przez mocarzy,
Zamysł, trwania i istnienia
Słońce, w głąb gdy rzuca promień
W equinoxie nasza ziemia.
Nie zwyczajni to bogowie
Moc i spokój od nich bije
Ileż trudu zadał człowiek
Że przez tysiąclecia żyje.
Wzrok przykuty, do wrót słońca.
Bramą do nich, stąd przenika
Tu dwukrotnie tylko w roku
Pojawia się i zaraz znika.
A na zewnątrz, jeszcze więksi
By ocalić od zniszczenia
Skarb ludzkości ten przenieśli
Aby przyszłe pokolenia.
Mogły, jeszcze to zobaczyć
Też, nasycić się widokiem
Pocięli je i przenieśli
Jak zabawki, wielkie bloki.
Kto odgrywa rolę główną
Oni, tylko obserwują
Wraz ze słońcem grają spektakl
Sami czegoś wyczekują ?
Bo nie słońce tutaj ważne
Ono tylko piłką małą
Budowniczy, to giganty
Co z nich dzisiaj pozostało ?
Źrenic wypalone kręgi
Ich kamienny wzrok przeszywa
Przeszłość, przyszłość, wieczność całą
Scena, żywym ogniem żywa..
Siedzą, w swym spokoju wiecznym
Majestacie nieniezakłóconym
Bo któż może ich poruszyć
Czyż, wiek słońca nieskończony.
Kto odgrywa rolę główną
Są świadkami szlaków dziennych
Turbulencji jego ruchów.
Czekają, aż znów się ściemni.
I w uporze wypatrują
Kiedy, jutro zacznie prażyć
Czem, groteską, kulką złotą
Na jarmarku ludzkich zdarzeń.
Lecz, nie słońce ani oni
W tym dramacie rolę grają
Bo bez ciebie, byś nie wiedział.
Wszyscy, też się zastanawiają.
Tylko zarys struktur naszych
Utrwalone ludzi kształty
Czy, ich wzrok, przeszyje kiedyś
Czyjś bardziej od nich uparty.
I zrozumie sens odwieczny
Przemijania, wciąż czekania
Odrodzenia w swej przemianie
Trwania aby znów powstania.
.............................................................
Solidarnie z wielkim kunsztem
By ocalić od zniszczenia
Wykonali cud robotę
Przenieśli, by ślad istnienia...
..............................................................
..............................................................
Może kiedyś w pył rozbite
Szaleńcem nad inne bogi
Jak w historii każdej mrocznej
Co świat rzucić chce pod nogi
..........................................................
W Abu Simbel, zamysł króla
Byś, zrozumiał świat szeroki
Gdzie olbrzymy siedzą sobie
I pamiętają tamte widoki
Przez dzisiejszych budowniczych
Przeniesione, ocalone
Po to, by nie spełznąć w prochu
Tak jak wszystko co minione
Jagódka
Jadowitym swym sokiem trutki inne pokona
Niewiadoma, znienacka spustoszenia dokona
Źrenic czerń ci rozszerzy ślepym, wzrokiem wodzona
Piękna lecz nie z wyglądu atropa belladonna
Krzewinka
Kolorowa jagódka fioletem upstrzona
Tak niegroźna zbyt wielce kiedy rozcieńczona
Lecz zdradziecko znienacka spustoszenia dokona
Moc poczujesz jej szybko w głowie, stawach, ramionach.
I w szaleńczym swym szoku narkotycznym stuporze
Pragnął poznać byś jeszcze innych roślin własności
Lecz tajemna to wiedza nie każdemu dostępna
Może już innym razem, teraz czujesz nudności.
Jadem z soku swych jagód trucizn wiele pokona
Źrenic kręgi rozszerza, wzrokiem ślepym szalona
Powaliła bez czucia w dzbanie wina wkruszona utopiona
Mała psianka spod płotu atropa belladonna.
Dodane przez Tomasz Biazik
dnia 15.05.2015 06:13 ˇ
2 Komentarzy ·
449 Czytań ·
|