kogo miał pytać o drogę
komu się zwierzyć z drwin losu
zamaskowany architekt
cech ewolucji kosmosu
że śnieg będzie biały i gładki
że deszcz będzie dzwonił o szyby
a ich potoki marcowe
ożywią martwe doliny
że wszystko będzie wibrować
w dźwięczącym upływie czasu
gdzie niecierpliwość młodości
rdzę zdziera starych zawiasów
że w nieuchwytnym momencie
co końca będzie początkiem
zdążysz mnie złapać za rękę
znów fale będą spokojne
i cały kanon błahostek
śniegiem nas szczelnie otuli
wrześniowy Bałtyk twych oczu
szminka na mojej koszuli
i tak szczęśliwi na gapę
w wagonach czerwca i lipca
bladym ścigani uśmiechem
z piaskownic przy sierocińcach
pędzić będziemy bezpańscy
pędzić będziemy bezdomni
zdani na litość Wszechświata
aż mroźna biel nas dogoni
i gwiazdy jak iskry znikną
z potartej zapałką draski
która rozpali znów niebo
snów skandynawskiej pisarki
|