W kotle oceanu, ciemni absolutnej. W którą
biją czarno-białe błyskawice. Niewidzialne
dłonie zasiewają Pranę. W upiornej fabryce
metamorfoz, pierwszy raz dzieli się życie.
Same ze sobą. Rozkuwa kajdany próżnego
snu i wypełza na zakotwiczony w tle cypel.
Ojciec nas wszystkich pełźnie przez piaski.
By wbić flagę stworzenia w czerstwię krateru
którego wypełnia tkanka wodoru i helu.
I stojąc na piedestale podłużnego cyrkonu,
spogląda w spirale maszerującego gwiazdozbioru
uszytego na miarę szlachetnego rodu.
Dumny, niezniszczalny wojownik z tarczą u
boku. Ziarno po ziarnku przedziera się przez
wrzące kamienie, truciznę mroku.
Dodane przez tomkos1234
dnia 18.01.2017 15:21 ˇ
8 Komentarzy ·
409 Czytań ·
|